Tête-à-tête z Microsoft Surface

Kilka dni temu rozpoczął się nowy rozdział w historii polskiej informatyki :) – do biura przyjechał słynny Microsoft Surface czyli magiczny stolik, który od kilkunastu miesięcy można już oglądać przy okazji mniej lub bardziej publicznych imprez w całym cywilizowanym świecie. Od pewnego czasu jest już również dostępny komercyjnie, niestety wciąż jeszcze nie w Polsce. Oto więc unikalna relacja z pierwszych kilkunastu godzin obcowania z prawdziwie egzotyczną technologią.

Mówi się, że o uczuciach często decyduje pierwsze wrażenie. Jeśli miałbym opisać jednym słowem mój związek z nowym meblem, określiłbym go jako “burzliwy”. No właśnie, zacznijmy od zupełnie podstawowej i być może zaskakującej dla dla wielu sprawy – Microsoft Surface zdecydowanie bliżej do mebla niż komputera. W dobie ultralekkich netbooków transport urządzenia ważącego ponad 80 kg stanowi poważne wyzwanie. Już samo opakowanie wygląda dość kosmicznie:

image

Surface wylądował

Mam wielką nadzieję, że kolejna wersja zostanie wyposażona w kółeczka. Po kilkunastu minutach trafiliśmy na kolejny problem. Jak widać na poniższym obrazku udało się go rozwiązać, ale…

image

W poszukiwaniu zaginionej wtyczki

czy wiecie dokąd biegnie ten kabel? To kolejna nietrywialna sprawa – sprzęt nie posiada praktycznie żadnych widocznych mechanicznych elementów! Brak przycisków, wtyczek, czy jakichkolwiek oznaczeń sprawia, że jednolita i bardzo estetycznie wyglądająca obudowa przez zdecydowanie zbyt długi czas stanowiła dla nas formę “czarnej skrzynki”. Oczywiście wszystko to ma swoje uzasadnienie – w ten sposób naprawdę trudno jest mi wyobrazić sobie scenariusz, w którym nieświadomy użytkownik jest w stanie coś poważnie zepsuć. Tym niemniej “dokopanie” się do panelu kontrolnego było prawdziwym wyczynem:

image

Microsoft Surface w negliżu

Od tej pory można powiedzieć, że poczuliśmy się jak w domu. Pierwszy ekran wyglądał dziwnie znajomo – to przecież “prawie” zwykła Windows Vista w wersji Business! I od razu kolejna niespodzianka: bez myszy i klawiatury ani rusz (szczęśliwie jedna i druga znajduje się w komplecie :). To właściwie dobrze, bo z perspektywy programisty i administratora mamy do czynienia ze standardowym komputerem PC. Aplikacje na tę platformę instaluje się więc i zarządza nimi dokładnie tak samo, jak dowolnymi innymi programami systemowymi. Ważne tylko, aby pamiętać, że rozwiązania na stolik powinny być tworzone w technologiach WPF lub XNA i być dostosowane do interfejsu dotykowego (po szczegóły odsyłam do SDK).

Następnym ciekawym wyzwaniem jest kalibracja systemu – przy każdej przeprowadzce lub istotnej zmianie warunków zewnętrznych (głównie oświetlenia) należy stolik skonfigurować. Potrzebne są do tego odpowiednie rekwizyty, m.in. wielka czarno-biała szachownica. Wśród zaleceń pojawił się też… dodatkowy monitor, ale zespołowo uznaliśmy, że znacznie zabawniej jest wykonywać takie zadania w (nomen omen) ciemno.

Meritum pracy jest tryb kliencki (user mode), który uruchamia w kontekście dedykowanego użytkownika wszelkie niezbędne sterowniki oraz samą powłokę (Surface Shell). Powłoka w swej idei jako żywo przypomina Windows Media Center – bardzo skutecznie przykrywa standardowy interfejs systemu operacyjnego, zarządzając jednocześnie wszystkimi dostępnymi aplikacjami.

image

Niebieska czy czerwona pigułka?

Surface Shell ma kilka ciekawych właściwości/założeń. Po pierwsze potrafi “inteligentnie” zarządzać uruchamianymi programami dbając np. o zachowywanie ich stanu. Oznacza to, że nawigacja pomiędzy aplikacjami nie wiąże się z ich zamknięciem, a jedynie “uśpieniem”, co w przypadku jedynie 2 GB pamięci RAM może stanowić potencjalny problem, przejawiający się – co to też udało się zaobserwować – nieprzyjemnymi opóźnieniami. Szczęśliwie powłoka pozwala na bardzo łatwy restart, co tak czy inaczej jest zapewne zalecanym scenariuszem w przypadku mocno obciążonych systemów.

Innym, pozornie niepokojącym objawem były pojawiające się nieregularnie i niedeterministycznie problemy z uruchamianiem poszczególnych aplikacji. Stolik zgłaszał timeout, ponieważ zgodnie ze standardową konfiguracją ich start nie powinien zająć więcej niż 10 sekund. To się nazywa dbanie o komfort użytkownika! Problemem okazały się programy wykonane w technologii WPF, które weryfikowały swój podpis cyfrowy z globalną listą CRL. W warunkach fatalnego (a taki tylko mieliśmy) dostępu do sieci może to zająć aż do 30 sekund – wystarczyła jednakże drobna korekta w ustawieniach, aby osiągnąć oczekiwaną stabilność.

Co dalej? Przed nami cykl imprez, na których pokażemy urządzenie publicznie – TechShow, MTS, czy wreszcie Microsoft Spark Meeting. Bądźcie więc czujni, wasze myszki mogą już wkrótce wylądować w koszu :)