Po co potrzebni są designerzy?
Z tym pytaniem ruszyłem na wczorajszą KreoAulę, lokalne i dość unikalne miejsce spotkań dla “kreatywnych”. Idea ciekawa, pokazująca przy okazji, jak ewoluować mogą spotkania barcampowe, koncentrujące się do tej pory głównie wokół nurtu biznesowego. Przyznam szczerze, pomimo bardzo zachęcającej agendy bałem się trochę konfrontacji z tzw. środowiskiem. Nie wnikając w tej chwili w niuanse dotyczące przełamywania stereotypów i subkultur (wciąż uważam, że łatwiej rozpoznać na ulicy designera niż programistę), zachęcam brać techniczną – idźcie na KreoAulę! Szczególnie jeśli lubicie odkrywać zupełnie nowe horyzonty. Dla mnie były nimi:
- “O gustach się nie dyskutuje” jako główny winowajca otaczającej nas brzydoty. Jak wiele razy słyszałem te słowa jako definitywny argument w dyskusji nad wyborem takiego czy innego layoutu? Jak często kończyło się to zgniłym kompromisem? Obiecuję, że następnym razem będę bardziej asertywny.
- Kwestia designerzy czy sztukmistrze, czyli kto się boi a kto bać powinien tzw. internetowej krytyki. Sprawa według mnie jest przecież bardzo prosta: designer to osoba zajmująca się swoimi zadaniami zarobkowo, jej kryterium sukcesu pozostaje (być może subiektywne, ale jednak) zadowolenie klienta. Gawiedź niech się nie miesza, przecież statystycznie i tak pewnie nie ma racji. Można być też sztukmistrzem, dystansując się od dóbr materialnych a walcząc o uznanie. W takim wypadku talent i warsztat niestety nie wystarczą, bycie celebrytem wymaga zupełnie innych umiejętności.
Czy Microsoft stoi w kącie? Sądząc po opiniach prymat Adobe wydaje się niezachwiany, ale…polecam na przykład wypuszczony niedawno przez Live Labs projekt Infinite Canvas. To takie świeże spojrzenie na prezentację własnych historii w sieci, z którego skorzystał m.in. sam Neil Gaiman: